Zło jako niezdolność do miłości... (S. Przerwa)

" Zło jako niezdolność do miłości - w charakterologii Ericha Fromma - na podstawie książki Niech się..." (FRAGMENTY)

(Autor: Sławomir Przerwa. Praca licencjacka powstała w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego pod kierunkiem dr Ilony Błocian, Wrocław 2002)

Spis treści:
Wstęp
Erich Fromm – psychoanaliza humanistyczna
Zarys historii problemu zła
Rozwój i kształtowanie człowieka
Narodziny
Życie dziecięce i pierwsze odkrycia
Osobowość
Temperament a charakter
Charakter
Typy charakteru
Zło jako niezdolność do miłości
O miłości
Kim więc jesteśmy?!
Wstęp - Erich Fromm – psychoanaliza humanistyczna

Początek XX wieku obrodził licznymi odkryciami i przełomami we wszystkich dziedzinach życia człowieka. Rozwój techniki ruszył na wielką skalę, otworzyło się wiele „zamkniętych drzwi” dotyczących tematów, które wstrząsnęły świadomością całej ludzkości. Pojawili się twórcy nowych idei, które zrewolucjonizowały wizerunek człowieka, jego natury, osobowości i otaczającego go świata...

Wśród nich jedną z najważniejszych ról odegrały myśli wielkiego psychologa, psychoanalityka i filozofa – Erich Fromma. Jego praca i jego dzieła ukazały w nowym świetle skomplikowaną osobowość człowieka i obnażyły istotę dramatu ludzkiej samotności we współczesnym świecie. Fromm fenomenalnie przedstawił życie jednostki - jako drogę nieustannych zmagań w poszukiwaniu samorealizacji, miłości, twórczości i poznania. Drogę porażek i upadków, prób i błędów, walki dobra ze złem w człowieku.

Wydana w 1941r. Książka Ucieczka od wolności to studium zawierające psychologię autorytaryzmu, pewne aspekty jego teorii o strukturze współczesnego człowieka oraz wzajemnej zależności czynników psychologicznych i socjologicznych w warunkowaniu życia jednostki i jej społeczeństwa. Uświadamia nam dlaczego wolność nie jest dla człowieka wartością absolutną, jak można go bez trudu podporządkować i zniewolić, dlaczego potrzebny mu jest autorytet i poczucie identyfikacji z grupą. Pokazuje mechanizmy dobrowolnego poddawania się człowieka wszelkiemu zniewoleniu, które daje poczucie bezpieczeństwa i oddala samotność. Fromm opiera się na poglądach Sigmunda Freuda, ale niejednokrotnie wykracza poza ortodoksyjną psychoanalizę. Poddaje krytyce biologicznie zorientowaną freudowską teorię. Uważa, że podstawowym problemem psychologii nie jest zaspokajanie czy frustracja  instynktów per se, ale szczególny rodzaj powiązań jednostki ze światem, powiązań dynamicznych, ciągle ewoluujących, a nie statycznych, takich, jakimi je widział Freud. Ludzka natura jest efektem kultury, może jest ograniczona przez czynniki biologiczne, wspólne dla wszystkich ludzi popędy i instynkty, ale na pewno nie może być w pełni wyjaśniona w ramach biologicznej natury homo sapiens. Społeczeństwo nie tylko tłumi i ogranicza jej rozwój, jak uważał Freud, ale również ją tworzy.

Niejako kontynuacją Ucieczki od wolności jest opublikowana w 1947 roku książka pt.: Niech się stanie człowiek. Zawiera ona część idei omówionych już we wcześniejszym dziele, ale jej zakres został powiększony o szerokie omówienie problemu charakterologii.

Jest to dzieło, którego istotę stanowi próba zweryfikowania problemów etycznych i zbudowania obiektywnych przekonywujących norm postępowania. Charakter jest w jego koncepcji czynnikiem odpowiedzialnym za cały szereg zjawisk wywołanych przez człowieka w życiu społecznym, o czym będę mówił w dalszej części pracy. To stanowisko pozostaje w kontraście do tendencji dominującej w ówczesnej psychologii, w której kładzie się nacisk, raczej na „przystosowanie” niż na „dobro”, co skłania się w stronę etycznego relatywizmu. Fromm zwraca tu uwagę, iż problemów etyki nie da się pominąć przy badaniu osobowości, zarówno w teorii, jak i w terapii.

"Sądy wartościujące, jakich dokonujemy, determinują nasze działania i od ich zasadności zależą nasze szczęście i zdrowie psychiczne. Traktowanie ocen wyłącznie jako zbioru racjonalizacji, nieświadomych, irracjonalnych pragnień – chociaż i takie mogą być one również – zawęża i wypacza nasz całościowy obraz osobowości. Neuroza jako taka jest w ostatecznej analizie symptomem moralnego niepowodzenia, (chociaż „przystosowanie” w żadnym wypadku nie jest symptomem moralnego sukcesu). w wielu przypadkach neurotycznych symptom bywa specyficznym wyrazem moralnego konfliktu, sukces wysiłku terapeutycznego zależy natomiast od zrozumienia i rozwiązania moralnego problemu jednostki.”

Orientacja charakterologiczna stanowi zdaniem Fromma, klucz do zrozumienia aktualnej, indywidualnej i społecznej sytuacji człowieka. Chcąc wyjaśnić i sprecyzować główne pojęcia niniejszej pracy będę musiał odwołać się do jeszcze dwóch dzieł Ericha Fromma, mianowicie: do opublikowanej w 1956 roku O sztuce miłości i obszernego studium zła z 1973 roku Anatomii ludzkiej destruktywności.

Pierwsza z nich to bardziej wychowawcza niż naukowa próba ukazania znaczenia, siły i ważności miłości w życiu człowieka. Nie prezentuje ani teorii osobowości, ani teorii popędów, choć niewątpliwie wspiera się o wieloletnią pracę, o rozległe dociekania autora prowadzone w tych dziedzinach. Książka ta ma być przede wszystkim bardzo osobistym doradcą, pomocnym w kwestii „ jak kochać i jak żyć”. w rozumieniu Fromma miłość to nie tyle uczucie, ile sposób zaangażowania człowieka wobec bytu, świata w ogóle, społeczeństwa i współpracy z nim, twórczości i stosunku do siebie samego, co też będę chciał dowieść poniżej.

Na podstawie Anatomii ludzkiej destruktywności postaram się przybliżyć jak kształtują się mechanizmy agresji w człowieku i w jaki sposób oddziaływują na jego postrzeganie świata, stosunek do społeczeństwa i do samego siebie.

 

Zarys historii problemu zła

Od początku dziejów filozofii problem zła przybierał rozmaite formy. Począwszy od twierdzenia, że zło jako takie istnieje jedynie niejako na przeciwnym biegunie dobra lub jest jedynie jego brakiem, po dowodzenie jego realnego istnienia. Teorię pierwszą rozwiną manicheizm, w którym obecne jest twierdzenie, że istnieje królestwo światła – dobra oraz królestwo ciemności – zła, tak jak istnieje Bóg i szatan, dusza i ciało. Królestwa te toczą ze sobą bezustanną wojnę o panowanie nad człowiekiem i nad światem. Inaczej sądził św. Augustyn, który w młodości sam był manichejczykiem. Twierdził, że wszystko cokolwiek istnieje, jest dobre ponieważ zostało stworzone przez Boga. Zło jest jedynie brakiem dobra, brakiem istnienia; jest jakby domieszką nicości do świata, który z nicości powstał. Nie ma więc zła w sensie substancjalnym, manichejskim. Możemy natomiast mówić o złu zawinionym, złu moralnym powstałym na skutek niewłaściwych wyborów woli. Zło moralne płynące z naszych czynów polega na nieporządku, człowiek przez złą wolę ulegając pysze lub pożądliwości, przedkłada dobro mniejsze nad większe. Niższe cele nie są złe (skoro istnieją), lecz złem jest również odwrócenie się od celów wyższych. Również Immanuel Kant, pisząc o tzw. złu radykalnym, upatrywał zła w ludzkiej woli.

Złem będzie więc to, co niepożądane; negacja dobra, jego brak. Złem jest również przedmiot dezaprobaty moralnej, przedmiot zakazów. W historii filozofii istnienie zła wiązano z naturą świata, ze stanem wiedzy, z głupotą (Sokrates), z działaniem namiętności (Platon). Stoicy widzieli zło w postępowaniu niezgodnym z naturą, filozofia żydowska - w niezgodnym z prawem boskim, chrześcijanie zaś - w postępowaniu niezgodnym z prawem wyrażonym w zakazie czynów wewnętrznie złych i wbrew sumieniu. Zło widziano również w działaniu aspołecznym (Comte) lub przeciwnie w konformizmie (Nietzsche); w nieautentyczności, w pozorowaniu życia (egzystencjaliści), wreszcie w niesprawiedliwości społecznej – (marksizm), czy w fakcie istnienia państwa (anarchizm). Hannah Arendt wiązała zło z rutyną, z zanikiem refleksyjności, władzy sądzenia, Wolter - z przesądami, ciemnotą i brakiem wykształcenia.

Wiele z tych myśli znajduje odbicie w analizie Fromma. Szczególnie widocznie przejawiają się one w jego koncepcji charakterologii, gdzie autor zwraca uwagę na podejście jednostki do samej siebie, drugiego człowieka i świata zewnętrznego. Wskazuje na dwie główne drogi postępowania wobec innych: produktywną i nieproduktywną. Właśnie w tej ostatniej upatruje źródła zła w człowieku, a sama nieproduktywność jest „pierwszym grzechem” jaki popełniamy wobec siebie i tych wśród których żyjemy. Zobaczmy więc jak to wygląda...

Rozwój i kształtowanie człowieka

Narodziny

Przychodząc na świat, nieświadomi, nie pragnący niczego, prócz ciepła matki, jej oddechu, rytmu serca i bliskości piersi, stając na samym początku niewiadomej drogi przez życie, jesteśmy bezpieczni i zadowoleni. Niczego więcej nam nie potrzeba. Freud nazwał ten stan narcyzmem. Świat zewnętrzny, ludzie i rzeczy, mają znaczenie tylko wtedy, gdy sprawiają zadowolenie albo zakłócają wewnętrzny stan ciała. Rzeczywistością jest tylko to, co wewnątrz nas, cały zewnętrzny świat staje się realny, gdy zaspokaja nasze potrzeby.

Życie dziecięce i pierwsze odkrycia.

Powoli, ale sukcesywnie zaczynamy odkrywać świat odróżniając jedne rzeczy od drugich, postrzegając je takimi, jakimi są. Potrafimy dostrzec różnice między nami a matką, w końcu uzmysławiamy sobie naszą odrębność. Patrzymy na inne przedmioty i zjawiska, zdając już sobie sprawę z ich odrębnego bytu. Uczymy się ich nazw i zastosowania. Po raz pierwszy odczuwamy ból, odkrywamy zapach i smak, obserwujemy zachowania i reakcje innych. Przede wszystkim jednak wiemy, że jesteśmy kochani, kochani tylko za to, że jesteśmy.

„Ta świadomość, że jest się kochanym przez matkę, jest bierna. Nic nie muszę robić, żeby być kochanym – miłość matki nie jest obwarowana żadnym warunkiem. Jedyne, co muszę zrobić, to być – być jej dzieckiem. Miłość matki jest szczęściem, jest spokojem, nie trzeba jej zdobywać, nie trzeba na nią zasługiwać. Ale fakt, że miłość macierzyńska nie jest niczym uwarunkowana, ma negatywną stronę. Na tę miłość w ogóle nie trzeba zasłużyć – ale także nie można jej zdobyć, wywołać ani nią kierować. Jeżeli istnieje jest błogosławieństwem; jeżeli jej nie ma, wydaje się, że całe piękno uszło z życia – i nie można uczynić nic, aby ją zrodzić.”

Dla większości dzieci w wieku poniżej ośmiu i pół do dziesięciu lat problem polega niemal wyłącznie na tym, aby być kochanym, być kochanym za to, czym się jest. Dziecko do tego czasu jeszcze nie kocha; przyjmuje tylko z wdzięcznością i radością to, że jest kochane. Wszystko ulega zmianie przed dziewiątym rokiem życia.

„Na tym etapie rozwoju dziecka na widowni pojawia się nowy czynnik: nowe poczucie, że miłość można wywołać własnym działaniem.”

Ściślej mówiąc zaczynamy zdawać sobie sprawę, że pewne nasze zachowania wpływają na poczucie bycia kochanym w większym lub mniejszym stopniu.

Właśnie to odkrycie pozwala nam na kształtowanie rzeczywistości wokół nas. Otwiera nam nową drogę. Tu właśnie po raz pierwszy zaczynamy odczuwać chęć kochania, chęć dania czegoś od siebie, stworzenia i ofiarowania. Zdajemy sobie powoli sprawę, że nie jesteśmy sami dla siebie, ale dostrzegamy swoje miejsce w świecie, który nas otacza. Zaczynamy postrzegać innych, nie jako tych, którzy mają realizować nasze potrzeby, ale jako równych nam. Potrafimy już dawać i odczuwamy przy tym wielką przyjemność.

Nasza zależność od matki z każdym dniem jest coraz mniejsza. Sami się poruszamy, zaczynamy mówić, decydować w coraz większej ilości ważnych dla nas sytuacji. Zbliżamy się coraz bardziej do ojca. Teraz on jest dla nas „czymś nowym”. Reprezentuje inny świat: ”świat myśli, przedmiotów, które są dziełem rąk ludzkich, świat prawa i ładu, dyscypliny podróży i przygody. Ojciec jest tym, który uczy dziecko i który wskazuje mu drogę w świat.”

Odczuwamy zasoby naszej siły, naszych zdolności i możliwości, wiemy czego się od nas oczekuje, wiemy jak zasłużyć sobie na ojcowską miłość i jak możemy ją utracić.

Osobowość

Każdy z nas jest inny, mimo iż pozornie wszyscy jesteśmy tacy sami. Dzięki całości wrodzonych i nabytych właściwości psychicznych, które są dla nas pewnymi jednostkami charakterystycznymi, stajemy się niepowtarzalni.

„Różnica między cechami wrodzonymi i nabytymi pokrywa się na ogół z tą, która występuje między temperamentem, uzdolnieniami i wszystkimi konstytucjonalnymi właściwościami psychicznymi z jednej strony a charakterem z drugiej. o ile różnice temperamentu nie mają znaczenia etycznego, o tyle różnice w charakterze stwarzają rzeczywisty problem etyczny; są one wyrazem stopnia powodzenia, jakie jednostka odnosi w sztuce życia.”

Temperament a charakter

Z punktu widzenia etyki pomieszanie pojęć temperamentu i charakteru będzie miało poważne konsekwencje.

„Temperament określa sposoby reagowania; ma naturę konstytucjonalną i niezmienną.”

Cztery typy temperamentu rozróżniał już Hipokrates. Są to: temperament sangwiniczny, choleryczny, melancholijny i flegmatyczny.

„Charakter jest zasadniczo kształtowany doświadczeniami jednostki, szczególnie z wczesnego dzieciństwa, i jest do pewnego stopnia zmienny w zależności od nowych doświadczeń i autoanalizy...Wybory dokonywane z powodu różnic w temperamentach są wyłącznie sprawą subiektywnego gustu, ale różnice w charakterach są pod względem etycznym najbardziej znaczące i ważne.”

Charakter

Freud przedstawił najbardziej spójną i dogłębną teorię charakteru ujętego jako system dążeń. Fromm rozwijając swój punkt widzenia opiera się na niektórych z założeń Freuda.

„Cechy charakteru leżą u podstaw zachowania i z niego muszą być wyprowadzane;(...) tworzą one takie siły, które jakkolwiek są bardzo potężne, człowiek może ich sobie zupełnie nie uświadamiać; (...) Podstawową jednostkę charakteru stanowi nie pojedyncza cecha, lecz całościowa organizacja charakterologiczna, z której wypływają poszczególne cechy charakteru.”

Zasadniczą różnicą między tymi dwiema teoriami jest fakt, że nie tak jak w pierwszej z nich podstawę charakteru stanowią różnorodne typy organizacji libidinalnej, lecz jak twierdzi Fromm szczególne rodzaje powiązania jednostki ze światem.

„W trakcie procesu życia człowiek wchodzi w relacje ze światem: 1. uzyskując i asymilując rzeczy, 2. wiążąc się z ludźmi (i ze sobą). Te pierwsze nazywamy procesem asymilacji, te drugie – socjalizacji. Obie formy powiązań są otwarte i nie są – jak w przypadku zwierząt – instynktownie zdeterminowane. Człowiek może uzyskiwać rzeczy, dostając je lub biorąc z zewnątrz, albo wytwarzać je dzięki własnemu wysiłkowi. Tak czy inaczej musi je uzyskiwać i asymilować w jakiś sposób, aby zaspokoić swoje potrzeby. Człowiek nie może też żyć samotnie bez powiązania z innymi. Całkowita izolacja jest nie do zniesienia i nie do pogodzenia ze zdrowiem psychicznym. Człowiek może wchodzić w związki z innymi w różny sposób – może kochać lub nienawidzić, może współzawodniczyć lub współpracować, może budować system społeczny oparty na równości lub autorytecie, wolności lub ucisku; musi się łączyć na pewną modłę, i ta szczególna forma powiązań jest wyrazem jego charakteru.”

Rdzeń ludzkiego charakteru stanowią właśnie te orientacje, na których zasadzie człowiek łączy się ze światem. Zatem definicją charakteru brzmi: forma kanalizowania energii w procesie asymilacji i socjalizacji. Taki system charakterologiczny pełni bardzo istotną funkcję biologiczną.

„Ponieważ działania człowieka nie są determinowane wrodzonymi instynktowymi wzorcami, życie jego byłoby naprawdę przypadkowe i niepewne, gdyby musiał on za każdym razem, gdy działa, kiedy stawia poszczególny krok, podejmować rozmyślną decyzje. Przeciwnie – wiele działań trzeba wykonać o wiele szybciej niż pozwala na to świadomy umysł. Co więcej, gdyby całe zachowanie poprzedzała celowa decyzja, o wiele więcej sprzeczności pojawiłoby się w działaniu, niż na to pozwalają ramy prawidłowego funkcjonowania.”

Podczas socjalizacji uczymy się reagować w sposób na pół automatyczny poprzez rozwijanie nawyków działania i myślenia, które mogą być rozumiane w terminach odruchów warunkowych. Charakterystyczne dla nas i odporne wobec zmian, najgłębiej zakorzenione nawyki i opinie wypływają z naszej struktury charakteru i są jej wyrazem. w niej została skanalizowana energia. To właśnie charakter odpowiada za naszą zdolność do miłości, jest siedliskiem głęboko zakorzenionych idei i sposobem ich realizacji. To właśnie dzięki niemu, a może poprzez niego, niektórzy z nas są zdolni do prawdziwego kochania, inni zaś toną w iluzjach i własnych wyobrażeniach, nigdy nie zaznając tego uczucia.

Typy charakteru.

Fromm wyróżnił dwie główne orientacje charakterologiczne: produktywną i nieproduktywną. Samo słowo „produktywność” kojarzy się nam z działaniem, a ściślej z twórczością, zwłaszcza z twórczością artystyczną. Jednakże każdy człowiek, nie tylko artysta, może myśleć, widzieć i doświadczać produktywnie, nie posiadając nawet daru tworzenia czegoś widzialnego lub komunikowalnego.

”Produktywność jest postawą, do której zdolna jest każda jednostka ludzka, jeśli nie jest umysłowo i emocjonalnie upośledzona.”

Nie należy jednak mylić pojęcia produktywności z pojęciem aktywności, które zazwyczaj kojarzymy z pewnym postępowaniem, działaniem wywołującym jakąś zmianę w danej sytuacji dzięki wydatkowaniu energii, nie biorąc przy tym pod uwagę leżących u podstaw i rządzących wszelkim działaniem warunków psychicznych.

„Produktywność jest realizacją specyficznych możliwości człowieka dla niego charakterystycznych, jest użyciem jego władz, to znaczy jego zdolności.”

Używając swoich zdolności produktywnie doświadczamy świata zewnętrznego na dwa sposoby: generatywnie i reproduktywnie. Pierwszy sposób to zrozumienie, ożywienie i przetworzenie na nowo doświadczanego świata dzięki spontanicznej aktywności własnych umysłowych i emocjonalnych zdolności. Drugi zaś, to odbieranie, czy odtwarzanie rzeczywistości w sposób bezpośredni, bez żadnych modyfikacji z naszej strony.

Chcąc się rozwijać, „iść na przód” niezbędna jest nam właśnie ta aktywność produktywna. To właśnie dzięki niej jesteśmy w stanie się rozwijać, pracować i kochać, normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Ten szczególny sposób powiązania człowieka ze światem stwarza nam niemalże nieskończoną możliwość rozwoju. Jednak: ”...nawet w najlepszych warunkach tylko część ludzkich możliwości zostaje zrealizowana. Człowiek zawsze umiera, zanim zdąży się w pełni narodzić.”

W skład orientacji nieproduktywnej wchodzą cztery typy: receptywna, eksploatatorska, tezauryzatorska i merkantylna.

Osoby należące do pierwszej grupy, to ludzie uzależnieni od świata zewnętrznego. Są doskonałymi biorcami. Wszelkie swe oczekiwania, pragnienia – przedmioty materialne, uczucia, miłość wiedzę i przyjemność – chłoną z zewnętrznego źródła. Są zależni od innych. Po wszelkie, nawet najmniejsze rady udają się do osób, które, jak im się zdaje, będą mogły udzielić oczekiwanej pomocy. Nie czynią ze swej strony nic, co mogłoby być samodzielnym działaniem przynoszącym rozwiązanie.

„Bezradność ta ujawnia się szczególnie mocno w stosunku do działań, które z samej swej natury muszą być podejmowane samotnie; przy podejmowaniu decyzji i braniu na siebie odpowiedzialności. Na przykład, w stosunkach międzyosobowych proszą o radę tę osobę, wobec do której winna być podjęta decyzja[...].”

Ogólnie rzecz biorąc, ludzie o orientacji receptywnej mają optymistyczny i przyjacielski stosunek do świata; przejawiają spore zaufanie do życia i jego darów, ale stają się niespokojni i zrozpaczeni, gdy ich „źródło zaopatrzenia” jest zagrożone. Mają w sobie autentyczne ciepło i pragną pomagać innym, ale robiąc coś dla innych, zabezpieczają sobie tym ich względy.

Ujawnia nam się tu postać człowieka niezdolnego do miłości płynącej z własnej aktywności, miłości, którą się zdobywa, o którą się walczy i ją prowokuje. Jedynymi działaniami zdają się być oczekiwanie na obdarowanie i unikanie odpowiedzialności za swoje własne szczęście. Uzależnianie się od innych, nie może doprowadzić do spełnienia i świadomego, wynikającego z potrzeby, a nie z okoliczności, dawania siebie drugiej osobie.

Ludzie o orientacji eksploatatorskiej są podobni do tych o orientacji receptywnej, pod względem upatrywania szczęścia w świecie zewnętrznym, z tą jednak różnicą, że swoje potrzeby realizują za pomocą podstępu lub siły. Takie zachowanie przejawia się we wszystkich sferach aktywności.

„W sferze miłości i uczuć ludzie ci dążą do rabunku i kradzieży. Pociągają ich tylko te osoby, które mogą zabrać komuś innemu. Osoby te są dla nich atrakcyjne, ponieważ należą do kogoś innego; nie zakochują się w osobie nie związanej. Ich motto brzmi: „Kradziony owoc smakuje najlepiej”[...]. Ich postawa jest zabarwiona mieszaniną wrogości i manipulacji. Każdy może stać się przedmiotem ich wyzysku i zostać oszacowany zgodnie ze swoją użytecznością. Zamiast zaufania i optymizmu, które charakteryzują typ receptywny, występują tu podejrzliwość i cynizm, zawiść i zazdrość. A ponieważ zadowalają ich tylko rzeczy, które mogą zabrać innym, mają skłonność do przeceniania tego, co mają inni, i niedoceniania tego, co sami mają.”

Największym złem, które popełnia taka osoba jest bezwzględność i  nieświadomość niezależności pożądanego obiektu, co wskazuje na brak szacunku i zrozumienia. Dążenie do celu za każdą cenę, zazwyczaj pociąga za sobą konflikt interesów. Sytuacja taka zaczyna przypominać polowanie. Niczego nie podejrzewająca ofiara zostaje schwytana w przemyślaną pułapkę bezwzględnego myśliwego. Jednak, kiedy polowanie już się uda, nigdy nie przyniesie pożądanego zadowolenia i satysfakcji. Myśliwy bowiem szybko zauważy kolejną ofiarę i znów będzie próbował otrzymać to, czego jeszcze nie posiada. Tu koło się zamyka. Nadzieja na miłość zostaje rozwiana przez kolejny przedmiot pożądania. w ten sposób osoba o orientacji eksploatatorskiej staje się niezdolna do miłości.

Szukając przykładów takich zachowań w historii, nie sposób nie zauważyć ich już od zarania dziejów ludzkości. Począwszy od krwawych wojen Inków, poprzez mocarstwo Egiptu, Cesarstwo Rzymskie, hiszpańskich konkwistadorów, feudalizm europejski, na wczesnym kapitalizmie i Trzeciej Rzeszy kończąc. Trudno więc oprzeć się wrażeniu, że tacy właśnie jesteśmy.

Kolejny rodzaj, jakże różny od dwóch poprzednich to orientacja tezauryzatorska. Ludzi o tego typu budowie charakteru wyróżnia niechęć, bądź strach przed wszystkim co nowe, niezbadane, niestałe. Są wielbicielami porządku, ładu, systematyczności i punktualności. Są typem ciułacza. Poczucie bezpieczeństwa zapewniają sobie przez gromadzenie i oszczędzanie wszystkiego tego, co zdążyli już uzbierać. Sytuacja ta ma miejsce na niemal wszystkich płaszczyznach ich życia, nie wyłączając miłości.

„Miłość jest zasadniczo posiadaniem; nie dają oni miłości, ale starają się ją zdobyć poprzez zawładnięcie osobą „ukochaną”. Osoby ciułające często wykazują szczególny rodzaj wierności w stosunku do ludzi, nawet w stosunku do wspomnień. Ich sentymentalizm kieruje się w stronę „złotego wieku” przeszłości; lgną do niej i zatapiają się we wspomnieniach dawnych uczuć i przeżyć. Wiedzą wszystko, lecz są jałowi i niezdolni do produktywnego myślenia[...].Ciułacz ma uporządkowane myśli, rzeczy i uczucia, ale i tu również, podobnie jak z pamięcią, jego skłonność do porządku, ma charakter jałowy i sztywny”.

Wszystko to powoduje, że osoby tego typu, żyjąc w hermetycznym świecie porządku i stabilności, tracą zdolność do spontanicznych zachowań, otwartości i szczerości wobec otaczających ich ludzi. Niezdolni do akceptacji poglądów, zachowań innych, innego stylu życia, sami ograniczają sobie pole potencjalnych obiektów miłości. Kiedy jednak trafią już na odpowiednią osobę, staje się ona kolejnym, „uciułanym” przedmiotem w ich pedantycznym świecie. Ich skłonności do pełnienia kontroli nad wszystkim co się wokół nich dzieje, sprawiają, iż stają się nie cierpiącymi sprzeciwu tyranami. Nie znają kompromisu, a każde wspólne działanie odbywa się pod ich dyktando.

„Ludziom tego pokroju wydaje się , iż posiadają tylko pewien ustalony zasób siły, energii oraz intelektualnych możliwości, że ich zapas może się zmniejszyć lub wyczerpać i że nigdy nie będzie ponownie uzupełniony. Nie mogą oni pojąć samouzupełniającej się funkcji wszelkiej żyjącej substancji, ani zrozumieć tego, że aktywność oraz używanie własnych mocy zwiększają siłę, podczas gdy stagnacja paraliżuje ją; śmierć i zniszczenie są dla nich bardziej realne niż życie i rozwój. Akt twórczy jest dla nich cudem, o którym słyszeli, ale w który nie wierzą. w stosunkach z innymi intymność uważają za groźbę; dystans lub zawładnięcie inną osobą oznacza bezpieczeństwo. Ciułacze są podejrzliwi i mają szczególne poczucie sprawiedliwości wyrażające się w haśle: „Moje jest moje, a twoje jest twoje”.

Takie zachowania powodują wielką oszczędność wydatkowanej do działania energii, co jest zaprzeczeniem prawidłowego podejścia do uczucia miłości. Samo pragnienie kochania i bycia kochanym to za mało, by ją zbudować, a strach przed popadnięciem w całkowitą bezsilność wystarczy, by nigdy nie mogła zaistnieć w swej najdoskonalszej formie. To właśnie ten strach rodzi zło. Zło stagnacji i potrzeby ubezwłasnowolnienia. Ludzie działający w ten sposób pozbawieni są poczucia wolności, mimo iż pozornie panują nad swoim uporządkowanym życiem, stają się jego niewolnikami. Wolność zaś jest konieczna po to, by kochać.

Kolejnym rodzajem nieproduktywnego charakteru jest orientacja merkantylna. W pełni rozwinęła się dopiero w naszej epoce „globalnego kapitalizmu”. Związek między kapitalistyczną gospodarką a charakterem człowieka jest tu bardzo widoczny. Dzisiejszy rynek wpływa bardzo silnie na postawę człowieka wobec życia. Nieświadomi tego wpływu, często sami stajemy się jego integralną częścią, będąc zarazem towarem i sprzedawcą. Ludzie wszelkich profesji stają się dziś przedmiotem na sprzedaż, ulegając bezlitosnym i coraz bardziej restrykcyjnym prawom rynku. Rynku zarówno towarów i osobowości. a wszystko to w imię osiągnięcia jak największego sukcesu.

„Jeśli jednak zastanowimy się jaki jest względny udział umiejętności oraz cech osobowości w przyczynianiu się do sukcesu, stwierdzimy, że jedynie w wyjątkowych przypadkach sukces jest wyraźnie wynikiem umiejętności i takich ludzkich właściwości, jak uczciwość, przyzwoitość, prawość. i chociaż proporcje między ludzkimi umiejętnościami i zaletami z jednej strony, a „osobowością” z drugiej, jako czynnikami warunkującymi sukces, układają się różnie, czynnik osobowościowy odgrywa zawsze rolę decydującą.”

To budowa świata, w którym przyszło nam żyć wymusza na nas pewne zachowania. „Daleko posunięty” kapitalizm, bezwzględność rynku powodują wyzbycie się w dużym stopniu samych siebie.

„Fakt, że do odniesienia sukcesu nie wystarczy posiadanie uzdolnień i zalet charakteru umożliwiających wykonanie zadania, że potrzebne jest również „dokonywanie transakcji” na własnej osobowości w konkurencji z innymi, kształtuje postawę wobec siebie samego. Gdyby troszcząc się o środki, wystarczyłoby oprzeć się na tym, co się wie i co potrafi się robić, poczucie własnej wartości byłoby proporcjonalne do posiadanych umiejętności, tzn. do własnej wartości użytkowej, ale ponieważ sukces zależy głównie od tego, w jaki sposób się sprzedaje własną osobowość, siłą rzeczy musimy traktować siebie w swoim własnym odczuciu jako towar lub raczej jednocześnie jako sprzedawcę, i jako towar na sprzedaż. Dana osoba nie jest już zainteresowana własnym życiem i szczęściem, lecz tym, aby być chodliwym towarem.”

W tym przypadku kaprysy rynku decydują z reguły o czyjejś wartości, co w konsekwencji przynosi poczucie braku bezpieczeństwa i stabilności, a ponadto godność i duma człowieka ulegają dewaluacji.

„Problem tkwi nie tylko w samoocenie i poczuciu własnej wartości. Ale w przeżywaniu siebie samego jako niezależnej całości, w poczuciu identyczności z samym sobą [...].W orientacji merkantylnej człowiek staje w obliczu swych własnych mocy, które ujmuje jako towar wyalienowany od siebie samego. Nie stanowi on ze swymi mocami jedni, nawet ich nie rozpoznaje, ponieważ nie chodzi tu o jego samorealizację w procesie ich wykorzystania, lecz o osiągnięcie sukcesu w procesie ich sprzedaży. Zarówno jego moce, jak i to, co one tworzą, stają się czymś wyobcowanym, czymś różnym od siebie, czymś co inni ocenią i użyją.. stąd też chwiejne jest jego poczucie identyczności oraz poczucie wartości; zostały one ukonstytuowane przez całość odgrywanych przez niego ról – jestem taki jakiego mnie pragniecie.”

To wszystko czyni człowieka całkowicie zależnym od sposobu, w jaki widzą go inni i zmusza do przyjmowania roli, w której kiedyś odnosił sukcesy. Zostaje tu zaniedbane indywidualne JA, co pociąga za sobą problem w procesie komunikacji. Stosunki między takimi ludźmi a resztą społeczeństwa stają się z konieczności powierzchowne. Tracą oni swoją tożsamość, a wynika to z niemożności rozwijania, czy w ogóle zajmowania się tym, co jest w nich unikalne i „szczególne”. Nie są już „sobą dla siebie”, lecz tylko tym co, ma wartość na rynku.

W życiu uczuciowym osoby o orientacji merkantylnej zachowują się dokładnie tak samo, jak w życiu codziennym. Ich „umiejętność przystosowania”, czy raczej stawania się takimi, jakimi chcą ich widzieć inni, prowadzi do zafałszowania ich osobowości. Powierzchowny charakter stosunków międzyludzkich uwidacznia nam, że skoro osoby te widzą innych jako „potencjalnych nabywców” swojej osobowości, a miłość do danej osoby jest tylko silniejszym wyrazem powiązań z człowiekiem w ogóle, to o żadnej miłości nie może być tu mowy. Orientację merkantylną charakteryzuje indyferentność tzn. obojętna i bezstronna postawa wobec własnej osoby i społeczeństwa w ogóle. Miłość natomiast wymaga zaangażowania, zajęcia jakiegoś stanowiska, konkretności i określoności, czego w żadnym stopniu o takich osobach powiedzieć nie można.

Opisane powyżej orientacje charakterologiczne stanowią dwa specyficzne rodzaje powiązań interpersonalnych: w przypadku receptywnej i eksploatatorskiej stanowią więź symbiotyczną, natomiast tezauryzatorska i merkantylna - wycofanie się w destruktywność.

„W relacji symbiotycznej człowiek jest związany z innymi, ale traci niezależność lub nigdy jej nie osiąga. Unika niebezpieczeństwa samotności stając się częścią innej osoby bądź to będąc „pochłonięty” przez inną osobę, bądź sam ją „pochłaniając”. Ta pierwsza sytuacja stanowi rdzeń zjawiska zwanego przez klinicystów masochizmem.

Impuls do pochłonięcia innych, tendencja sadystyczna, aktywna forma więzi symbiotycznej przyjmują również postać różnorodnych racjonalizacji, takich jak miłość, nadopiekuńczość, „uzasadniona” dominacja, „usprawiedliwiona” zemsta etc.”

Ten rodzaj więzi charakteryzuje bliskość i intymność, często jednak realizowana jest za cenę wolności i integralności. Wycofanie się w destruktywność stanowi przeciwieństwo tej więzi. Odczuwanie zagrożenia mogącego nadejść ze świata zewnętrznego, często powoduje odcięcie się od niego. Jest to niejako naturalny mechanizm obronny, służący pozbyciu się uczucia bezsilności. Wywołuje u takiej osoby obojętność lub zmusza do kontemplacji, powodując wycofanie się ze świata. Popęd do niszczenia innych wynika ze strachu przed zniszczeniem przez nich samych.

„Destruktywność jest wynikiem bardziej intensywnego i bardziej całościowego zablokowania sił produktywnych niż wycofanie. Jest perwersją instynktu życia, energią życia nieprzeżytego, przekształconą w energię wymierzoną przeciwko życiu, nastawioną na jego niszczenie.”

Opisane powyżej typy orientacji charakterologicznych nie stanowią jednak całokształtu charakteru człowieka. Są tylko wyodrębnionymi aspektami o zabarwieniu negatywnym. Jeśli jednak chcemy scharakteryzować jakąś osobę bierzemy pod uwagę orientacje dominującą. w rzeczywistości ludzki charakter zawsze jest typem mieszanym. Orientacje nieproduktywne łączą się ze sobą lub z  orientacjami produktywnymi, choć w każdym człowieku zawsze, w większym bądź mniejszym stopniu, występują obie.

Ujęty w ten sposób charakter pokazuje nam dość ogólnie, w jaki sposób i w jakich okolicznościach człowiek staje się niezdolny do miłości. w następnym rozdziale przyjrzymy się temu bliżej.

 

Zło jako niezdolność do miłości

Można by wysnuć wniosek, że człowiek w dużym stopniu nie ponosi odpowiedzialności za własne życie. Wrodzony temperament sam kieruje naszym losem i staje się naszym przeznaczeniem. Kiedy jednak patrzymy na historię ludzkości, kiedy słuchamy opowieści naszych dziadów, ojców i matek, dostrzegamy w tym wszystkim jakąś logikę, jakiś cel. Nabieramy przekonania, że droga tych ludzi nie była tylko drogą przypadku, ale drogą świadomych wyborów i decyzji, które w taki, czy inny sposób stanowiły o treści ich życia.

Każdy z nas posiada w sobie potencjał. Zdolność czynienia zła i dobra. Mamy już świadomość, iż człowiek niewątpliwie jest zdolny do czynienia zła, ale czy możemy tylko jego obwiniać za taką sytuację? Cały ten problem jest bardzo złożony i wymaga skupienia się na przyczynach powstawania zła w człowieku.

Według Freuda destruktywność jest wrodzona każdemu człowiekowi Fromm utrzymuje pogląd potencjalności wystąpienia zachowań destrukcyjnych. Takie postępowanie wykształca się, powiada, w rezultacie zahamowania energii produktywnej. Czy przesądza to o równowadze sił dobra i zła? Nie. Fromm kładzie nacisk na potencjalność tj. możliwość wystąpienia takich właśnie zachowań. Wszystko zależy tu od okoliczności, w jakich jednostka przeżywa procesy asymilacji i socjalizacji, jak również realizacji swojego życia. Wyróżnia tu dwa rodzaje potencjalności: „pierwotną’ i „wtórną”. Pierwotna aktualizuje się, gdy warunki rozwoju jednostki są właściwe, gwarantujące prawidłowy jej rozwój, wtórna natomiast, kiedy są one sprzeczne z realizacją potrzeb egzystencjalnych. Potencjalność wtórna właśnie jest odpowiedzialna za destruktywność. Dużą rolę odgrywają warunki wychowania i dorastania. Człowiek, który na swoje nieszczęście, wychowuje się w patologicznej rodzinie z dużym prawdopodobieństwem, nie będzie mógł zaspokajać swych potrzeb i realizować drogi dobrego życia. Podobne sytuacje będą miały miejsce w rejonach objętych wojną, miejscach o dużym nacisku społecznym, takich, jak: gangi, sekty religijne, państwa wyznaniowe, kraje totalitarne, mniejszości narodowe etc.

Wyraźnie więc widać, że człowiek z samej swej natura nie jest zły, ale złym może się stać, jeśli zabraknie odpowiednich warunków do jego wzrostu i rozwoju.

„Zło nie ma swego własnego, niezależnego bytu, stanowi ono tylko nieobecność dobra, powstaje w wyniku klęski poniesionej w procesie realizacji własnego życia.”

Człowiek z natury posiada siły do działania, te natomiast implikują potrzebę ich użycia. w wypadku, gdy zachodzi niemożność ich zastosowania, prowadzą do stanu bezładu i nieszczęśliwości. z miłością jest podobnie. Każdy z nas ma zdolność i potrzebę kochania i jeśli nie może jej zrealizować, cierpi, nawet, gdy stara się to cierpienie ignorować, posługując się różnymi postaciami racjonalizacji lub szukając ucieczki w różnorodnych substytutach oferowanych przez cywilizację.

Nie zawsze człowiek jest winny temu, że nie jest w stanie kochać. Nie ulega natomiast wątpliwości to, że za niezdolność do miłości odpowiada zło. Zło, które staje się częścią nas samych. Przychodzi w różnych momentach naszego życia. Skrada się za naszymi plecami i czeka na najlepszy moment, by się urzeczywistnić, by nie dać nam szansy na miłość, na pełnię życia.

To zło to również niewiedza, strach, dyskryminacja, brak tolerancji, ale także znikomy kontakt człowieka z własnymi uczuciami, emocjami. Nieumiejętność radzenia sobie z problemami duszy, swojej i innych prowadzi do konfliktów i niedomówień, wywołuje agresję i nierzadko prowadzi do dramatów. Obojętność i brak rozwiązań skazuje dwoje ludzi na piekło, a miłość - na zagładę. Cierpienie jak zaraza wyniszcza ludzi, którzy tak namiętnie przecież ślubowali sobie dozgonną miłość, szacunek i wsparcie. Cierpienie to buduje mury z pretensji, rozczarowań, zdrady i głupoty. Ogromem swej siły przechodzi na następne pokolenia. Trwa podsycane wrogością i nienawiścią, egoizmem i odrzuceniem. To zło, ten „szatan wcielony” kusi i podpowiada najłatwiejsze i najwygodniejsze dla nas samych rozwiązania. „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego”...któż o tym pamięta, któż tak czyni?

O miłości

Kiedy tak naprawdę miłość jest możliwa? w O sztuce miłości Fromm pisze o niej:

„ Miłość jest możliwa jedynie wtedy, gdy dwoje ludzi komunikuje się ze sobą z samej głębi swej istoty, to znaczy jeżeli każde z nich przeżywa siebie do samej głębi swej istoty. Jedynie w takim przeżyciu mieści się ludzka rzeczywistość, jedynie tu jest to, co naprawdę żywe, jedynie tu jest źródło miłości. Miłość przeżywana w ten sposób jest nieustannym wyzwaniem; nie jest stanem wypoczynku, lecz ruchu, wzrostu, wspólnej pracy, nawet to czy istnieje harmonia czy konflikt, radość czy smutek jest czymś drugorzędnym wobec zasadniczego faktu, że dwoje ludzi przeżywa siebie w samej głębi swego istnienia i że mocniej czują się jednością, będąc razem niż osobno. Istnieje tylko jeden dowód na obecność miłości: głębokość wzajemnego związku oraz żywotność i siła każdej z zainteresowanych osób; oto owoc, po którym poznaje się miłość.”

Jak sam autor pisze miłość jest sztuką, a każda sztuka stawia pewne wymagania. Fromm wymienia powinności, które człowiek pragnący uprawiać tę „pierwszą ze sztuk”, musi realizować. Nie jest to gotowa „recepta”, lecz czynniki bez których żadna sztuka się nie powiedzie.

Na pierwszy miejscu stawia dyscyplinę, bez której nigdy w niczym nie osiągniemy dobrych wyników. Nie chodzi jednak tylko o dyscyplinę w wykonywaniu danej sztuki, lecz dyscyplinę całego naszego życia. Dyscyplina towarzyszy nam tylko w pracy zawodowej. Po niej mamy ochotę na relaks, co oznacza błogie leniuchowanie. Bez dyscypliny nasze życie rozłazi się, umyka przez palce, staje się chaotyczne i rozproszone.

Kolejnym warunkiem opanowania każdej sztuki jest koncentracja. Ona ze względu na rzadkość występowania sama w sobie staje się sztuką. Żyjąc w szybkim tempie konsumpcyjnego społeczeństwa, wiecznie coś robimy, nie mamy chwili spokoju i wyciszenia. Wciąż tylko jemy, pijemy, oglądamy telewizję, słuchamy radia, rozmawiamy, czytamy bez chwili wytchnienia, a na dodatek wiele z tych rzeczy robimy jednocześnie. Wszystko to powoduje, że przestaliśmy przebywać sami ze sobą, a nawet gorzej, nie jesteśmy w stanie przebywać sami ze sobą nie wykonując żadnych czynności. Kiedy znajdujemy się w takiej sytuacji jesteśmy zdenerwowani i niespokojni.

Trzecim czynnikiem jest cierpliwość. Te same przykłady przytoczone przy dwóch wcześniejszych warunkach można zastosować i tutaj. Szybkie tempo i pośpiech w życiu nie sprzyjają cierpliwości. Wszystko co robimy, robimy w biegu. „Oszczędzamy” w ten sposób czas, lecz cóż nam z tego, kiedy nie potrafimy go później wykorzystać – możemy go tylko zabić, konsumując kolejny wytwór naszej cywilizacji.

Wreszcie chcąc opanować jakąś sztukę do perfekcji, musimy w pełni zaangażować się w pracę nad nią. Musi to być dla nas rzecz najważniejsza. Winna zajmować nas w jak największym stopniu i dawać nam pełną satysfakcję.

„Jeśli ktoś chce zostać mistrzem w jakiejś sztuce, musi jej poświęcić, albo przynajmniej podporządkować całe życie. Własna osoba staje się narzędziem do uprawiania sztuki, narzędziem, które ma być sprawne, zdolne do wykonywania właściwych mu czynności. w odniesieniu do sztuki miłości oznacza to, że każdy kto ma ambicję, aby się stać mistrzem w tej dziedzinie, musi zacząć od uprawiania dyscypliny, skupienia i cierpliwości we wszystkich sferach swego życia”

Kim więc jesteśmy?!

Analizując treść prac Ericha Fromma można odnieść wrażenie, że jednostka chcąc się w pełni realizować, ma na to niewielką szanse w dzisiejszym świecie. Przy sprzyjających warunkach nie jest to niemożliwe. Dotyczy to również miłości. Miłości, która jest najczęściej wymienianym i upragnionym uczuciem wśród mieszkańców tej planety.

„Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim posiada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje, [nie jest] jak proroctwa, które się kończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie[...]. Tak więc trwają wiara, nadzieja i miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość”

Nie rozumiemy tych treści i przesłania. Często zdarza się, iż kiedy mówimy o miłości w taki właśnie sposób, jesteśmy wyśmiewani, posądzani o nienowoczesność, naiwność, „idealizm”. Dzisiejszy świat jest okrutny, zdominowany przez wartości materialne, gdzie coraz mniej uwagi poświęca się człowiekowi jako istocie moralnej. Stajemy się powoli tylko trybikami w całej machinie konsumpcyjnego świata.

Przez tysiące lat budujemy „swój dom”, który dziś powinien dawać nam bezpieczeństwo, spokój, możliwości spełnienia. Jednak tak naprawdę cała ta praca nie przynosi pożądanych efektów. Czy dziś, w XXI wieku można lepiej kochać niż dwa tysiące lat temu, czy zło jest dziś mniejsze niż niegdyś, czy tylko przybiera inne formy? Czy świadomość, którą dała nam nauka i historia, sprawia że jesteśmy lepsi niż obywatele świata sprzed wieków, czy tylko od nich różni? Cóż z tego, że wiemy dziś skąd w nas samych bierze się zło? Cóż z tego, że mamy wszystko czego nam trzeba do stworzenia naprawdę lepszego świata, skoro nie potrafimy tego wykorzystać, choćby dla tych, którzy przyjdą po nas?

Nasuwa się tu jeszcze jedno pytanie, choć pozornie paradoksalne. Czy to świat jest zły przez człowieka, czy może człowiek jest zły przez świat, w którym żyje?

Po lekturze dzieł Fromma wydaje się, że na te pytania jest tylko jedna odpowiedź, twierdząca nie mniej paradoksalna niż one same.

 

Bibliografia:

Erich Fromm, Niech się stanie człowiek, Warszawa 1994
Erich Fromm, O sztuce miłości, Warszawa 2001
Erich Fromm, Ucieczka od wolności, Warszawa1970
Erich Fromm, Anatomia ludzkiej destruktywności, Poznań 1998
Sigmund Freud, Wstęp do psychoanalizy, Warszawa 2001
Sigmund Freud, Kultura jako źródło cierpień, Warszawa 1992
Pismo Święte Nowego Testamentu
Giovanni Reale, Historia filozofii starożytnej, Lublin 1999