Cytat tygodnia 37/2011: "Joga – proces rozwoju nieosobowego"

'Jeśli więc joginowi czy jakiemuś człowiekowi Zachodu uda się obudzić kundalini, wówczas rusza proces rozwoju nieosobniczego, chociaż, rzecz jasna, może on wpłynąć na inny proces, proces ewolucji indywidualnej, z czym zresztą mamy do czynienia dość często i co wywiera na nas bardzo korzystny wpływ. Ale nie zawsze się tak dzieje. W tym wypadku dane jest nam raczej obserwować proces rozwoju nieosobniczego, z którymi w żadnym wypadku nie powinniśmy się utożsamiać. Jeśli zaczniemy to robić, wkrótce odczujemy bardzo nieprzyjemne skutki – pojawi się inflacja i znajdziemy się na rozdrożach. Jeden z wielkich problemów konfrontacji nieświadomością polega właśnie na tym, że człowiek zaczyna się z nią utożsamiać i popada w obłęd. Nie wolno nam utożsamiać się z nieświadomością – powinniśmy zachować wobec niej dystans, powinniśmy obiektywnie obserwować to, co się będzie zdało, a wówczas przekonamy się, iż wszystko, co wydarza się w nieosobniczym, nie-ludzkim ładzie rzeczy, ma nader niemiłą właściwość przylegania do człowieka – lub też człowiek zaczyna przylegać do tego. Powstaje wówczas sytuacja, jak gdyby kundalini, wzbijając się, pociąga nas za sobą w zwyż, jakbyśmy byli częscią tego ruchu – dotyczy to zwłaszcza początkowych faz tego procesu. Naprawdę jesteśmy częścią tego ruchu, ponieważ to my nosimy bogów w sobie; istnieją oni w nas jako zarodki – zarodki w muldaharze – a kiedy zaczynają się poruszać, oddziałują niczym trzęsienie ziemi, które, rzecz jasna, wstrząsa nimi w posadach, a nawet grozi, że zmiecie nasz domek z powierzchni ziemi. Kiedy pojawia się ten ruch, porywa on nas za sobą, chociaż, oczywiście, może się nam wydawać, że to my rwiemy naprzód. Ale, przyznacie, to, czy ktoś frunie przed siebie, czy raczej daje się unosić fali czy porywowi silnego wiatru, to spora różnica. Fruwanie byłoby naszą aktywnością – jeśli fruniemy, to oznacza to, że możemy bezpiecznie wylądować na ziemi; jeśli jednak unosi nas coś z góry, nie mamy nad tym żadnej kontroli, a po upływie pewnego czasu spadniemy na ziemię i może się to okazać dla nas prawdziwą katastrofą. Widzicie za tem, że roztropnie byłoby nie utożsamiać się z tymi doświadczeniami, lecz potraktować je w taki sposób, jakby były czymś spoza sfery właściwej temu, co ludzkie. Jeśli tego nie uczynimy, możemy paść ofiarą inflacji, a inflacja to przecież tylko taka sobie łagodniejsza forma obłędu. Jeśli inflacja zawładnie nami bez reszty, będzie to oznaczało, że zapadliśmy na schizofrenię. Oczywiście, takie wyobrażenie nieosobniczego doświadczenia psychicznego jest dla nas czymś całkiem obcym; w ogóle mamy poważne trudności z zaakceptowaniem czegoś podobnego, roimy sobie bowiem, iż nieświadomość jest naszą osobistą własnością – moją nieświadomość, jego nieświadomość, wasza nieświadomość – a przesądy, jakie żywimy w tej mierze, są tak silne, że wyrobienie sobie dystansu przychodzi nam z wielkim trudem. Nawet jeśli uznamy, że istnieje doświadczenie “nie-ja”, to mamy przed sobą jeszcze długą drogę, nim pojmiemy, co to właściwie oznacza. Z tego względu doświadczenia tego rodzaju utrzymywane są w tajemnicy; określa się je mianem “doświadczeń mistycznych”, ponieważ normalny świat nie umie ich zrozumieć, a wszystko, co niezrozumiałe, uznaje się za mistyczne. Zasadniczo chodzi tu jednak o to, że owo tak zwane “doświadczenie mistyczne” nie jest po prostu oczywiste. To właśnie z tego względu droga i filozofia jogi zawsze stanowiły tajemnicę, lecz były nią wcale nie dlatego, że to ludzie chcieli to utrzymywać w sekrecie. Gdy tylko robicie z czegoś wielkie sekrety, już po chwili okazuje się, że jest to tajemnica poliszynela: wy o tym wiecie, inni o tym wiedzą, cała tajemnica pryska. Prawdziwe tajemnice polegają na tym, że ludzie ich nie rozumieją – ba, nie potrafią nawet o tym mówić. To właśnie do kręgu takich tajemnic zaliczają się doświadczenia właściwe kundalini-jodze.'

(C.G. Jung, 'Psychologia kundalini-jogi. Seminaria')