Z komnaty snów: "Jaskinia i ogień życia"

 Z wielkim trudem ja i kilku kolegów docieramy - najpierw samochodem, potem na piechotę - na szczyt stromej góry, gdzie stoi kościół. Gdy słyszę, że właśnie będzie nabożeństwo dla dzieci, opada mnie rozczarowanie - nie chcę w nim uczestniczyć. Odchodzę. Usiłuję zejść na dół po przeciwległym zboczu. Stok jest jednak tak stromy i gładki, że się ślizgam - chwila nieuwagi, a stoczę się w dół. Ściągam buty, może na bosaka będzie wygodniej i pewniej.
Po stromym stoku schodzę na wielki brukowany plac; usiłuję się zorientować w tym obcym miejscu. Wtem podchodzą do mnie Murzyn oraz przepiękna, smukła Murzynka - zwracają mi uwagę, że jestem bosa. Zupełnie zapomniałam o butach, wcale nie zauważyłam, że jestem na bosaka. Koniecznie muszę znaleźć buty. Szukając ich, odkrywam wejście do jaskini wiodącej do wnętrza góry, na którą się wdrapałam. Przez labirynt wąskich i niskich korytarzy brnę coraz głębiej, aż przejście się poszerza - docieram do wielkiej pieczary w sercu góry, gdzie spostrzegam kilku Murzynów. Podczas gdy rozglądam się za butami, z głębi jaskini wychodzi ku mnie wspaniale przyodziany wysoki Murzyn, "książę świata podziemnego"; towarzyszy mu inny Murzyn, którego już spotkałam na zewnątrz, i pyta mnie, czego tu szukam. Odpowiadam: "Szukam butów.". Łaskawie pozwala mi się rozejrzeć.
W trakcie poszukiwań odkrywam nagle za niewielkim wałem ziemi ogromny, tryskający z ziemi czerwony słup ognia. Wokół krzątają się Murzyni - dozorują ogień, podsycają go i pilnują, by ogrzewał świat podziemny i nadziemny. Bez tego ognia życie na ziemi by zamarło. Wzruszona, okrążam słup ognia i ruszam w drogę powrotną - tym razem idę przez szersze korytarze. Po wyjściu na powierzchnię stwierdzam zdumiona, że mam na nogach buty.
(Natalia)